OSTAR-80 Historia jachtu RACZYŃSKI-II cześć 3 ostatnia

Władysław Bożek

Od redakcji: to już ostatnia, trzecia część wspomnień Władysława Bożka. Raczyński-II dociera do Plymouth. Przed startem do regat OSTAR-80 jacht przechodzi naprawy gwarancyjne, montowana jest elektronika i osprzęt. To okres gorączkowych przygotowań do startu, ale również spotkań żeglarzy z całego świata. Do startu na Nike II przygotowuje się sławny żeglarz Richard Konkolski. W trzeciej części znajdziecie również informacje o okolicznościach zatonięcia jachtu Raczyński II. Tekst jest uzupełniony zdjęciami w większości nie publikowanymi wcześniej w mediach żeglarskich.


Gdy ustał odpływ, otwarto bramę do portu „Milbay Dock” i wpłynęliśmy do basenu jachtowego, gdzie stały już jachty biorące udział w regatach. Stały tam już polskie jednostki: „Zew morza”- jako przedstawiciel polskiego związku żeglarskiego, „SPANIEL II” i „SPANIEL I”. Przycumowaliśmy przy nich. Znajomi żeglarze ucieszyli się na nasz widok, ale władze były zdziwione naszą obecnością. Prawie setka maszyn regatowych na których dopiero zaczynał się ruch, bo to wczesna pora dnia. Niebo bez chmur i słońce zaczynało powoli ogrzewać powietrze. Inny zapach, który trudno określić, ale była to mieszanina miejskich zapachów z morską bryzą. Stąd wzięło się chyba powiedzenie - „zapachniało wielkim światem”.


W Plymouth, w basenie Milbay Dock; na pokładzie "Spaniela-II"
- Redaktor z pisma żeglarskiego francuskiego, Kuba Jaworski,
Jerzy Rakowicz.

Kapitan wysłał mnie na ląd po chleb i mleko. Coś świeżego „na ząb”. Rozkołysanym krokiem pomaszerowałem pierwszy raz w życiu po obcej ziemi. Pierwsze wrażenie przypomniało mi filmy, ze to prawdziwe widoki - czystych ulic, równych chodników, kolorowych elewacji budynków, kolorowych i pełnych witryn sklepowych i samochody różnych marek i karoserii... Trzeba było jednak sprężać się i szybko wracać na pokład, bo załoga czekała głodna a przed nami jeszcze sporo prac na jachcie i przygotowań do regat. Gdy wróciłem, załoga nie próżnowała, lecz zajęła się suszeniem jednostki, składaniem żagli, porządkami. Szybko zrobiłem śniadanie i dołączyłem do poleconych prac. Ciągnęło do wyjścia na keję i przyglądnięcia się przycumowanym jachtom. Czesław skontaktował się z Raczyńskim, który miał przyjechać za parę dni i zabrać grot do naprawy gwarancyjnej oraz przywieść ekipę do zainstalowania elektroniki pokładowej. Do tego czasu jednostka miała być sklarowana.


na pokładzie amerykanskiego jachtu „Mare Atlantic”.

Dopiero w następnych dniach miałem więcej czasu, aby zobaczyć jachty startujące w regatach, z nieodzownym aparatem, robiąc zdjęcia wszystkim jednostkom i rozwiązaniom technicznym na pokładach. Pierwszy raz spotkałem się z ludźmi, żeglarzami Wielkiej Wody, którzy tworzą jedną wielką rodzinę. Odwiedzinom nie było końca.


pod pokładem „NIKE-II” – kapitan Richard Konkolski, wciąż ma
coś do zrobienia...

Żeglarze, których zadaniem będzie nie tylko rywalizować w regatach, lecz także nieść wzajemnie pomoc w chwilach ciężkich a w czasie postoju służyć radą i przekazywać swoją wiedzę tym, którzy pójdą ich śladem. Na zdjęciach pozostał mi przegląd nowych rozwiązań i patentów. Zastosowania nowych materiałów. Metody obsługi urządzeń pokładowych, indywidualnych, nie powtarzalnych dla każdego samotnika, dostosowanych do jego cech fizycznych i przyzwyczajeń. Przed naszym jachtem stał na cumach, potężny katamaran „Goutier II”. Jacht, który nie został jednak dopuszczony do regat ze względu na przekroczony pomiar. Jean Yves Terlain, był obecny na starcie i płynął po za konkursem. W dużym stopniu chodziło tu o reklamę urządzeń zainstalowanych na jachcie jak i bicie rekordu trasy. Wspaniały jacht, jedna z najdroższych maszyn regatowych i bardzo nietypowa.




katamaran „Gautier 1” J.I.Terlaina, LOA-56 ‘, z powodu
przekroczonych wymiarów nie dopuszczony do regat.
Startował po za lista.

Za nami stały dwa wspaniałe jachty: „KRITER VI” I „OLIMPUS PHOTO”. „KRITER VI”, Nr.18 - Olivier de Kersauson z Francji. Jedyny pupil Tabar’lego. Zwycięsca regat „Whitbread” na jachcie „Pen Duick VI” oraz uczestnik regat „Route du Rhum”. Reklamował wytwórnię szmpanów. „OLIMPUS PHOTO”, nr.66 - Mike Birch z Kanady. Jeden z wielkich. Wymieniany jako drugi po Tabarl’ym. Wspaniały żeglarz i człowiek, który jest bardzo lubianym w środowisku żeglarskim całego świata. Birch, na tym jachcie wygrał regaty „Routh du Rhum”. Na tej konstrukcji był wzorowany regatowy katamaran Wojtka kaliskiego a projektował go dla niego Andrzej Armiński. „ALMATUREM II”, Kaliski wygrał regaty Plymouth - Azory i z powrotem.


„Olimpus Photo”.

Za tymi jachtami cała grupa jachtów amerykańskich, których kilka wyszczególnię:
„SERTA PERFECTSLEEPER”, nr.41 - Judith Lawson. Jedna z 14-stu osób, które przepłynęły świat non-stop. Jedyna kobieta, która brała udział w regatach samotnych na trasie Newport-Bermudy i była piąta. Mając takie przygotowanie, ta 37-letnia kobieta, spróbowała swoich sił w OSTA-80, na 33-stopowym jachcie, duńskiej produkcji. Niestety, Atlantyk okazał się silniejszy. Wycofała się z regat w 5-tym dniu.
„NOVIA”, nr.102 - Wiliam Wallace. 50-letni teksańczyk, który jako pierwszy Amerykanin przepłynął solo Atlantyk.
„EGRET”, NR.47 - Luiz Tonizzo. Oficer amerykańskiej floty handlowej. Mieszka w Luizjanie
i reprezentował firmę „Gulf”.
„CHAUSSETTES OLIMPIA”, nr.35 - Walter Greene. Jest jednym z nielicznej plejady regatowców oceanicznych. Miał duże poparcie w rodzinie przy przygotowywaniu się do tych regat a szczególnie pomocną była żona. Gdy on projektował jacht dla nowozelandczyka Philip’a Steggal’a (pracownika firmy „Hood”), żona prowadziła budowę jachtu i sama włożyła sporo swojej pracy w ukończenie 35-stopowego trimarana. Kiedy u nas spotka się tak zapalonych żeglarzy - kobiety - matki, które nie będą bały się wody i piły do drewna?!......
„MISTRAL”, nr.45 - Thomas Gochberg. Bankier z Nowego Jorku.
„SEA QUEST”,nr.67 - Mac Smith. 49-letni biznesmen z Florydy. Organizator i fundator nagród w regatach Daytona-Bermudy.
„MOXIE”,nr.12 - Philip Weld. Ten 65-letni kapitan pokonał wszystkich w regatach OSTAR-80! Jego jacht zaprojektował Dick Newick. Weld przebył trasę regat w czasie 17 dni 23 godzin i 12 minut. Niestety, rok po tym wyczynie, zmarł.

Z innych ciekawych konstrukcji i żeglarzy startujących w tych regatach:
„MISS DUBONET”, nr.4 - Florence Artho z Francji. Jako 27-letnia dziewczyna, pierwszy raz wystartowała w tych regatach, mając przygotowanie poprzez udział w regatach „Routes du Rhum” i „Duo-Transat”. Żeglarstwem zajmowała się od najmłodszych lat. Zawdzięcza to ojcu, który jest właścicielem wydawnictw popularno-naukowych oraz sieci księgarń we Francji. Niestety na starcie miała pecha, przebrasowując się w ścisku startujących jachtów nie zdążyła wybrać nawietrzny baksztag i złamała maszt. Z płaczem zeszła na ląd, gdzie zajęła się nią cała grupa jej wiernych przyjaciół i ojciec. Za to w następnych latach wzięła udział w wielu słynnych regatach, gdzie zajmowała czołowe pozycje i obecnie we Francji jest nazywana „Królową mórz”.

„GOULAISES IV”, nr.115 - Eric Loizeau z Francji. Uczestnik regat np. ”Whitbread”. Jacht reklamował firmę papierosową (obecnie jest to zabronione). Oprócz ekipy przygotowującej jacht do regat, uczestniczyła także agencja reklamowa tytoniu z dziesięcioma pięknymi dziewczynami, które rozdawały papierosy i zachęcały do palenia tylko tej marki. Przed startem przypłynął jeszcze jeden jacht o tej nazwie -„GOULAISES III”.


„GOULAISES IV”, nr. 115.

„NIKE II”,nr.17 - Richard Konkolski. Reprezentował Czechosłowację. Zwany „Twardym Richardem”. Jacht dla niego wybudowała Stocznia Jachtowa ze Szczecina. W dużym stopniu sam Richard doglądał i wspomagał swoimi siłami budowę jachtu, aby powstała jednostka odpowiadająca jego marzeniu. Dziewiąty na mecie regat. Obecnie mieszka w Newport, USA, gdzie zajmuje się propagowaniem żeglarstwa i wydawnictwami żeglarskimi. Ma swoją stronę internetową.
„MOTOROLA”, nr.48 - Jacques Timsit z Francji. W 1976 roku, w OSTAR, zajął drugie miejsce, w klasie „Gipsy Mouth. Startował na 38-stopowym jachcie, konstrukcji stalowej. Niestety, nie dopłynął do mety. W dziewiątym dniu regat, miał kolizję z wielorybem.
„LIVERY DOLE”, nr.65 - Peter Philips z Wielkiej Brytanii. Policjant z Exeter. Miał wspaniałe przygotowanie sportowe. Sport, to jego pasja od 10-tego roku życia. Jako policjant grał w drużynie ragby, odnosił sukcesy na torach motocykli trójkołowych, uczestniczył w wielu regatach. Dla młodzieży z Exeter, organizował rejsy na swoim jachcie.
„VOORTREKKER, nr.100 - Bertie Reed z Południowej Afryki. Jedyny żeglarz z tego regionu świata startujący w regatach OSTAR.
„PAUL RICARD”, nr.14 - Eric Tabarly (Marc Pajot). Jacht specjalnie zaprojektowany do bicia rekordów szybkości. Wtedy, był to ostatni krzyk techniki w profilach hydrodynamicznych. Niestety jacht wystartował po za konkursem. Tabrly, tydzień przed regatami, miał wypadek na nartach i nie mógł wystartować. Popłynął za niego Marc Pajot. Zajmując wysoką lokatę poza regatami. W drodze powrotnej do Francji pobili rekord czasowy przejścia przez Atlantyk.


„Spaniel-II”, szykuje się do wyjścia na start. Kuba, za nim
„Świerkowy” - jeden z najlepszych szkutników na wybrzeżu
zachodnim polskim, z tyłu – Nowosaad – zaglomistrz, który
zdobył uznanie w znanej firmie zaglomistrzowskiej „Hood”.


„Spaniel-II”, wypływa na start.

Start do regat nastąpił rankiem, 8 czerwca 1980 roku na zatoce Plymout. Startującym jachtom towarzyszyło ponad tysiąc jednostek na wodzie. W większości były to jachty angielskie, ale również żaglowce, okręty wojenne, dwa statki pasażerskie, po małe katamarany i pontony. Z powietrza patrolowały helikoptery i śmigłowce prasowe.

Gdy nastąpił wystrzał z działka, cała flotylla białych płócien ruszyła w kierunku otwartego morza. Pierwszym na linii startu był „MOXIE” a za nim: „OLIMPUS PHOTO”, „THREE LEGS OF MANN” i „GAULOSES IV”. Na start wyruszył także „PAUL RICARD”, będąc po za konkursem, nie przeszkadzał startującym jachtom, ale szybko dopędzał pierwsze jachty i po paru godzinach zrównał się z najlepszymi. Codzienną relację z pozycji jednostek w regatach podawało pismo „THE OBSERWER”, główny organizator regat.
Na mecie, 25 czerwca, w Newport, zameldowały się trzy jachty: „MOXIE”, „OLIMPUS PHOTO” i „THREE LEGS OF MENN”. Przez kolejne dni, wpływały na metę następne jachty.


„Raczyński-II” przed startem w regatach, załoga jeszcze
na pokładzie.

W trakcie regat OSTAR-80, jacht „RACZYŃSKI II”, pod kapitanem Czesławem Gogołkiewiczem, z każdym dniem zajmował coraz lepszą pozycję wśród 91 startujących jachtów. Już po 17 dniach, był w pierwszej dwudziestce. Niestety, w odległości 21 Mm od mety, przy bardzo gęstej mgle, jacht został staranowany przez idący kontrkursem (bez zachowania należytych środków ostrożności - mający wyłożone długie bomy burtowe do połowu krewetek) statek rybacki bandery USA. W wyniku kolizji, której winę stwierdziły władze amerykańskie - jacht utracił maszt, olinowanie i część wyposażenia pokładowego. Bom połowowy, „przeorał” pokład, ścinając od dziobu sztag, maszt, owiewkę na nadbudówce oraz okucia pokładowe. Gogołkiewicz ocalał, gdyż był w wejściówce do wnętrza, gdy sprawdzał pozycję i chciał nawiązać kontakt ze zbliżającą się jednostką. Po kolizji, jacht został odholowany przez amerykańską straż przybrzeżną do portu w Hamilton. ZG PZŻ z PŻM oraz kpt. Gogołkiewicz, podjęli rozmowy w sprawie wypłacenia odszkodowania.

Kwotę strat oszacowano na około 50.000 $ i podjęto remont jednostki w jednej ze stoczni amerykańskich. Remont rozpoczęto dopiero z początkiem września. Zakończono go dopiero w październiku. Jacht wyposażono w nowy maszt z olinowaniem strunowym o wiele lepszym (wg. relacji I oficera Stasiaka) niż pierwotnie. Remont przeprowadzono dość gruntownie, choć były obawy czy po wypadku nie nastąpiły jakieś uszkodzenia w konstrukcji kadłubowej. To można było sprawdzić dopiero przez opływanie jednostki na miejscu, aby w razie, czego w ramach odszkodowania dokonać dalszych napraw.

Niestety, z powodu nie dokończonych spraw sądowych i przepisów, które tylko utrudniały możliwości działań żeglarskich, po za tymi „z błogosławieństwem”... - w niektórych kręgach, rozpętano sensację zniknięcia jachtu. W szczególny sposób przyczyniła się do tego „Gazeta Robotnicza” i artykuł K. Falkiewicza. W tym czasie, nie wróciły jeszcze do Polski oba „Spaniele”. Dla ludzi znających morze - było to zrozumiałe. Zaczynał się okres sztormów, a późną jesienią niebezpieczne są także wody Zatoki Biskajskiej. Wydumane informacje dziennikarskie trafiły za ocean. Pierwszy wracał Kazimierz Jaworski na „Spanielu II”.
Czesław Gogołkiewicz podjął także ryzykowną decyzję powrotu do Polski. W tym czasie, gdy ‘Spaniel II” miał problemy przy brzegach holenderskich z powodu sztormu; ‘Raczyński II”, płynął przez Szelf Labradorski. Wpadł w sztorm o sile przekraczającej 12ºB. Załoga pracowała przez całą dobę. Okazało się, że jacht ma przeciek na wale sterowym i dwie osoby musiały ciągle wypompowywać wodę z wnętrza jachtu. Na samym takielunku, jacht ciężko pracował przy bardzo wysokiej fali, osiągającej wysokość powyżej pierwszego salingu.

W nocy, gdy przy sterze stał Francuz Saropa (?), pod pokładem były cztery osoby: Gogołkiewicz, Raczyński, Angielka i I oficer Rysiek - stwierdzili, że jacht dziwnie się zachowuje na fali. Wyglądając przez wejściówkę, stwierdzili brak sternika. Możliwości odszukania zmytego Francuza za burtę, w takich warunkach, były żadne. Wystrzelili flary, sprawdzili w miarę możliwości widnokrąg. Podjęto wszelkie możliwe w tych warunkach działania. Za sterem stanął kapitan. Przypięty do okuć w kokpicie i koła sterowego. Pozostała trójka załogi, na zmianę pracowała wewnątrz nad wypompowaniem wody.

Jacht parę razy położył się na burcie i ku zadowoleniu załogi, podnosił się cały z nieuszkodzonym masztem. Sprawdzali czy kapitan jest za sterem. Był.

Zmęczenie warunkami rejsu zaczęło dawać się we znaki przez osłabienie reakcji na zdarzenia. Po którymś ostrym przechyle jachtu, gdy przez pokład przetoczyła się duża fala i jacht nierówno zaczął pracować na fali, Rysiek, zabezpieczywszy się liną, wyszedł na pokład. Uszkodzenia od fali były duże, koło sterowe miało wyłamane szprychy.

... Nikogo nie było na pokładzie.
Alarm.
Znów próby ratowania, tym razem kapitana.

Wystrzelono białe race, wyrzucono koło ratunkowe. Jak wspomina Rysiek, wydawało mu się, gdy byli na górze fali, że widział Czesława na którejś kolejnej fali. Zaczęli nadawać komunikat „May-day”. Zgłosił się statek, który był w pobliżu. Akcja ratownicza była bardzo trudna. Statek podjął jacht na hol a załodze kazali zejść z jachtu. Po kilku godzinach holowania, gdy jacht myszkował za statkiem i nabrał dużo wody, zerwała się lina holownicza. Kapitan statku nie zaryzykował podjęcia ponownej próby holowania z obawy o swój statek.
Szczęśliwie dopłynął do portu, mając na pokładzie tylko trójkę załogi jachtu...

Władysław Bożek

 

Kategoria: /