Bałtycka Majówka

Magda

Zapraszamy do zapoznania się z sympatyczną relacją, nadesłaną przez Magdę. W przypadku tej majówki, zaloga postawiała na jakość a nie na szybkość ;-). Wiało mówiąc oględnie umiarkowanie... Fajnym uzupełnieniem relacji są informacje o odwiedzanych portach. Dzięki relacji Magdy dowiecie się np. że toaleta damskia w Marinie Północnej (Świnoujście) posiada szczególną, acz mało użyteczną "dekorację". Jaka to dekoracja? klikajcie wiecej...

Jeżeli zamierzacie wybrać się na Bałtyk klikajcie koniecznie do działu Rejsy Morskie

01.05.2005r – Niedziela
Od 16 godzin poruszamy się w żółwim tempie na północ. No cóż, na tym polega żeglarstwo, że jest się całkowicie zależnym od kaprysów pogody. Czasem się tak zdarza, że człowiek prędzej doszedł by na piechotę do celu, ale ostatni człowiek, który potrafił spacerować po wodzie, opuścił ten świat jakieś 2005 lat temu. Dlatego też nie pozostaje nam nic innego, jak wyczarterować jakąś krypę i zdać się na łaskę i niełaskę Matki Natury.

Ze Świnoujścia wyruszyliśmy wczoraj o 1700, po krótkiej wizycie na GP-ku. Mieliśmy ambitny plan dotarcia na Bornholm. Początkowo wiało 2-3, ale o 1000 siadło całkiem i do 2400 bujaliśmy się na wysokości Koserow 2 Mm od brzegu. Nadganiając trochę silnikiem udało nam się w końcu minąć Greifswalger Oie i teraz o godzinie 1000 jesteśmy jakieś 13 Mn od Sassnitz. Udaje na się łapać co jakiś czas delikatne podmuchy, co daje nam średnią prędkość 2 Kn. Optymizmem napawa fakt, że nie pada i jest całkiem ciepło – jak na początek maja. Poprzez mgłę, która nas otacza, z trudem przeciska się słoneczko. Przypuszczam, że na lądzie jest teraz piękna, słoneczna pogoda. Ale niech szczury lądowe też mają jakąś przyjemność.

PORT:
Jeśli chodzi o marinę w Świnoujściu, tzw Basen Północny, to nie ma powodów do narzekań. Jeszcze do niedawna był to niezagospodarowany basen portowy z wysokim betonowym nabrzeżem, położony nieco na uboczu w pobliżu opuszczonego Fortu Anioła, gdzie tylko ludzie odważni albo niespełna rozumu zapuszczali się po zapadnięciu zmroku. Obecnie cumuje się przy wygodnych pływających pomostach, zaopatrzonych w prąd i wodę. Są również sanitariaty z ciepłym prysznicem (pod warunkiem, że brać żeglarska przed nami nie spuściła całej wody z bojlera, ale to się zdarza raczej w sezonie, gdy marina jest wypełniona po brzegi). Chciałabym, przy tej okazji, napomnieć męską część żeglarskiej braci, że pierwszy sanitariat jest damski i nie należy się sugerować zamontowanymi tam pisuarami. Bosman zawsze wyjaśnia tę kwestię, kiedy bierze się kluczyk od toalet – portową świętość, której zagubienie powoduje utratę 20 zł kaucji. Korzystanie z toalet jest w cenie postoju. Z innych portowych atrakcji można wymienić tawernę – klimatyczną knajpkę zorganizowaną w starym magazynie, oraz mały kiosk żeglarski. Dodatkowym atutem mariny jest fakt, że leży trochę na uboczu a jednocześnie od centrum miasta dzieli tylko krótki spacerek. Stare miasto jest, zresztą, urocze i z roku na rok jest coraz bardziej zadbane. całkiem niedaleko znajdują się też sklepy Leder Price, Netto i Berti, więc zaprowiantowanie również nie sprawia większych kłopotów.
Jedyny minus, jaki mogę wymienić, to fakt, że nie można na terenie mariny zostawić auta, pomimo, że dysponuje ona ładnym, nowym parkingiem. Auto trzeba zostawić na parkingu strzeżonym położonym obok szpitala, za który trzeba zapłacić około 50 złoty za tydzień.

Przed 1800 udało nam się doczłapać do Sassnitz. Trasa Świnoujście - Sassnitz bywa żartobliwie nazywany „Szlakiem Praojców”, ponieważ jest to najczęściej odwiedzany port (nie tylko ze względu na sterfę wolnocłową). Dzisiaj wywołaliśmy nieliche poruszenie wśród załóg cumujących tutaj niemieckich jachtów. Nie nadmieniłam jeszcze, że nasz jacht s/y GULIVER jest zarejestrowany pod niemiecką banderą. Odbierająca od nas cumy niemka była szalenie zdziwiona, że załoga pływająca pod banderą jej ojczystego kraju nie potrafi ani słowa po niemiecku. W dodatku podczas podejścia daliśmy niezły popis, bo pokpiliśmy nieco pracę na cumach, a załogantka spiesząca naprawić błąd potknęła się o reling, w wyniku czego trampek spadł jej z nogi prosto w lazurową toń. Warto tutaj nadmienić, że trampki „made in China” odznaczają się doskonałą pływalnością. Trampek nie poszedł na dno, co pozwoliło nam wykonać manewr „podejścia do trampka” z doskonałym rezultatem. Druga próba zacumowania wyszła znakomicie, ale nasz kapitan, szczycący się podejściami „na jajeczko”, czuł pewien niedosyt. Koniec końców, nasza akcja ratunkowa w basenie prtowym Sassnitz została odnotowana w dzienniku pokładowym.
Wśród służb portowych również wywołaliśny poruszenie. Na keję przyjechała policja, pogranicznicy oraz celnicy i wszyscy wyrywali sobie z rąk dokumenty naszego jachtu. Zdaje się, że pierwszy raz spotkali jacht pod niemiecką banderą z portem macierzystym w Szczecinie i całkowicie polską załogą.

guliwer

PORT:
Na temat podejścia nie będę się rozpisywać, bo nie jest trudne i pan Kuliński doskonale je opisał w „Wybranych Portach Bałtyku”. Pomimo, że w Polsce nie obowiązuje już tzw lista załogi, trzeba sobie taką listę przygotować wybierając się do Sassnitz. Muszą się na niej znaleźć imiona i nazwiska załogi, nr paszportów, data i miejsce urodzenia i narodowość oraz dane jachtu – nr rejestracyjny, nazwa, port macierzysty i pod jaką pływa banderą. Celnicy nie robią specjalnych problemów. Z reguły przychodzą zadać standartowe pytania na temat ilości przewożonego alkoholu i papierosów ale nie chcą nawet wchodzić na pokład. Dzisiaj nawet nie dawali nam do wypełnienia deklaracji celnych. Opłacenie postoju upoważnia do korzystania z WC, niestety w kranach jest tylko zimna woda. Chcąc wziąć prysznic, trzeba udać się do restauracji „Moby Dick”. Żeton do prysznica kosztuje 2€. Na terenie portu jest sklep żeglarski, gdzie można również zrobić zakupy wolnocłowe. Trzeba tylko poprosić o Preiss List. Są tutaj również miłe knajpki, gdzie można coś zjeść, zagrać w kręgle i wypić piwko. W starych magazynach zorganizowano mały warsztat ceramiczny. Można tutaj zobaczyć jak powstają gliniane cacuszka na kołach garncarskich. Z atrakcji portowych można wymienić brytyjską łódź podwodną, którą można zwiedzić za 5,50€ (+ 1€ za możliwość robienia zdjęć).
Spacer po miasteczku pozostawia miłe wrażenia. Patrząc na odremontowane domy i ulice trudno uwierzyć, że jeszcze 15 lat temu było to zruinowane DDR-owskie miasteczko – baza wojskowa. Jeśli ktoś nie jest amatorem pieszych wycieczek, niedaleko portu jest wypożyczalnia rowerów i skuterów. Koszt wypożyczenia roweru wacha się od 5 do 7€ (w zależności od ilości przerzutek) za dzień, natomiast cena skutera o pojemności 50 ccm to 24€ za dzień, większe pojemności (110ccm) kosztują 40€ za dzień.

03.05.2005r – Wtorek
Wciąż próbujemy dotrzeć na Bornholm, aczkolwiek nie podchodzimy do tej sprawy ambicjonalnie. Cały wczorajszy dzień staliśmy w Sassnitz, bo rano była mgła gęsta jak mleko, a po południu rozpętała się burza z piorunami. Nie mieliśmy ochoty wypływać w deszcz i lawirować pomiędzy bijącymi gromami.
Dzisiaj udało nam się wypłynąć dopiero o 1200, bo Bosman nie chciał nas wypuścić bez kontroli paszportowej. Zdziwiło nas to niepomiernie, ponieważ taka kontrola zawsze odbywała się tylko na początku wizyty w zagranicznym porcie.
Za główkami portu przywitało nas spokojne morze i plażowa pogoda. Postawiliśmy pełny zestaw żagli i w cudownych nastrojach pożeglowaliśmy na północ. Po niedługim okresie istnej sielanki, zauważyliśmy przed dziobem tuman gęstej mgły. Gdy w niego wjechaliśmy biały opar szczelnie nas otulił zmniejszając widoczność do najbliższej okolicy jachtu. W dodatku całkiem przestało wiać. Stojąc tak w nieprzeniknionej bieli usłyszeliśmy odgłos silników, który sugerował, że zbliża się do nas coś dużego. Wylegliśmy wszyscy na pokład wypatrując oczy a warkot silników stawał się coraz donośniejszy. Odgłos wyraźnie dobiegał od strony rufy i mogliśmy nawet usłyszeć szum rozcinanej dziobem wody. Kiedy już wszyscy dobrze najedli się strachu, z mgły wyłonił się ciemny kształt komina promu. Odetchnęliśmy z ulgą, bo widzieliśmy jego burtę, co oznaczało, że przeszedł nam za rufą – całkiem blisko. Stwierdziliśmy, że w tych warunkach nie mamy ochoty zostawać na wodzie i skierowaliśmy się do najbliższego portu w Lohme. Płynęliśmy całkiem po omacku, kierując się jedynie wskazaniami GPS – u i C-mapy. Okazało się, że sprzęt jest niezwykle precyzyjny, bo w odległości kilku kabli od brzegu, z mgły wyłonił się falochron a lekko na lewo od naszego dziobu było wąskie wejście do portu Lohme.

PORT:
Lohme to mały, spokojny, sympatyczny porcik. Cumuje się tam na dalbach, dziobem do drewnianych pomostów. Na pomostach są skrzynki z prądem i woda. Bosman jest tylko w określonych godzinach: 9:30 – 10:30 i o 17:30. Po opłaceniu postoju (do 10m – 10€) bosman wydaje kluczyk do toalet. Można też kupić u niego żeton pod prysznic. Można przejść się po miasteczku, aczkolwiek nie ma tam wiele do zwiedzania poza paroma pensjonatami i ogródkami piwnymi. Urzekają natomiast widoki. Miasteczko położone jest na klifowym brzegu w Parku Krajobrazowym. Na terenie portu jest miejsce na grilla z drewnianym stołem i ławami z pięknym widokiem na morze i kamienistą plażę.

04.05.2005r – Środa
Rano, tuż po śniadaniu (tzn po 10:00), wyruszyliśmy w kierunku Bornholmu. Początkowo pogoda nam sprzyjała i w lekkim przechyle pruliśmy na północny zachód. Niestety po południu wiatr ucichł i musieliśmy uruchomić silnik. Po 23:00 wpływaliśmy w główki portu Rønne.

PORT:
Bardzo polecam porty Bornholmu. Miasteczka są małe, ale niezwykle urokliwe, ludzie sympatyczni a z każdego miejsca tchnie spokojem, który wprawi w dobry nastrój nawet najbardziej skołatane nerwy. W Rønne są dwa porty. Większy, handlowy ma znaczną głębokość i duże keje nadające się dla dużych jachtów o znacznym zanurzeniu. Awanport chroni stojące w porcie statki przed falą, więc stoi się tutaj bardzo spokojnie. Trzeba, natomiast, uważać podczas wchodzenia do portu, ponieważ znajduje się tutaj terminal promowy, dość mocno uczęszczany. Swoje przybycie wypada zgłosić w kapitanacie portu przez radiotelefon, lub osobiście po zacumowaniu. Koszt postoju dla jachtu do 10m długości wynosi 100 koron. Żeton pod prysznic to wydatek rzędu 5 koron.
Na północ od portu handlowego jest marina dostępna dla jednostek do 15 m długości i zanurzeniu do 2,5m.

05.05.2005r – Czwartek
Obudził nas bosman, który przyjechał pobrać od nas opłatę portową. Wytłumaczyliśmy się, że przypłynęliśmy wczoraj bardzo późno i dlatego nie zgłosiliśmy naszego przybycia. Jeszcze w zeszłym roku bosman w Rønne żądał od nas paszportów. Dzisiaj zapłaciliśmy tylko za postój, dostaliśmy banderolkę do powieszenia na wantach i mogliśmy zwiedzać miasteczko.
Okazało się, że 05 maja jest dniem świątecznym w Danii, bo wszystko było pozamykane a na ulicach w ogóle nie było widać ludzi. Zakupy udało nam się zrobić w jedynym otwartym supermarkecie niedaleko od portu. Jeśli ktoś chce się czegoś dowiedzieć na temat tej niezwykłej wyspy, powinien odwiedzić informację turystyczną, która jest w każdym porcie. Są tam dostępne foldery, również w języku polskim. Polecam rowerowe wycieczki w głąb wyspy. Wszystkie informacje na temat tras rowerowych i miejsc wartych odwiedzenia, również można uzyskać w informacji turystycznej.
Bornholm ma w sobie coś ujmującego, do tego stopnia, że trudno wyrwać się spod skandynawskiego czaru i wrócić do domu. Co roku ulegamy tym samym emocjom i tym razem załoga zbuntowała się przed powrotem do domu. Bardzo chcieliśmy spędzić jeszcze jeden dzień na zaczarowanej wyspie, ale warunki czarteru są nieubłagane. W sobotę rano musimy oddać jacht. Chcąc niechcąc, ubraliśmy ciepłe kurtki, sztormiaczki, czapki i rękawiczki i wyruszyliśmy w wilgotny mrok zalegający nad rozbujanym Bałtykiem. O 23:00 wyszliśmy z główek portu Rønne i baksztagiem pomknęliśmy w kierunku Świnoujścia.

06.05.2005r – Piątek
Nocna żegluga upłynęła nam pod znakiem wytężonej uwagi, ponieważ płynęliśmy wzdłuż trenów połowowych i stale musieliśmy obserwować liczne kutry rybackie. Nie chcieliśmy przeszkadzać im w pracy, więc staraliśmy się trzymać z daleka. Żeglowaliśmy z prędkością około 5 węzłów, wpatrując się w całe stada światełek, które informowały nas o położeniu kutrów. Kiedy oddaliliśmy się o 40 mil od brzegów Bornholmu, horyzont był już tylko ciemną linią – rybackie łodzie zostały za nami. Rano, wody polskiej strefy brzegowej niechętnie nas przyjęły, bo wiatr zaczął wiać od strony lądu. Ostatnie cztery godziny żeglugi przebyliśmy na silniku. Około 11:00 wyraźnie widzieliśmy już wiatrak witający żeglarzy na wejściu do portu Świnoujście. W samych główkach portu przetoczyła się nad nami nawałnica, która przemoczyła nas do suchej nitki. Po krótkiej odprawie paszportowej, zawinęliśmy do Basenu Północnego, żeby chwilkę odsapnąć i przebrać się w coś suchego. Czekała nas jeszcze podróż przez Kanał Piastowski i Zalew Szczeciński. Wieczór kapitański spędziliśmy w marinie Gocław położonej nad Odrą na przedmieściach Szczecina. Dopiero nad ranem skończyliśmy morskie opowieści, śpiewanie szant i pieśni kubryku. Każdy z nas podsumował ten rejs i zrelacjonował swoje wrażenia. Dwoje załogantów było pierwszy raz na takiej wyprawie i całkowicie „złapali bakcyla” żeglarstwa. Oboje stwierdzili, że nie jest to ich ostatni rejs choć choroba morska niektórym dawała się we znaki.

07.05.2005r – Sobota
Rano popłynęliśmy na jezioro Dąbskie do przystani Pałacu Młodzieży, gdzie miało nastąpić przekazanie jachtu. Do godziny 12:00 jacht był wypakowany, wysprzątany i sami się dziwiliśmy ile szpargałów mieliśmy pochowanych w bakistach i jaskółkach.
No, i to już koniec tego rejsu i przygody.
Na razie...

Magda.